Rumunia cz. 1 – Bukareszt. Szalona architektura i Pałac Parlamentu

 

Bałam się tej wycieczki, tak jak boję się każdego wyjazdu zagranicę. Rumunia to z jednej strony kraj jak każdy inny, są sklepy, w których można kupić rzeczy, jeśli się czegoś zapomni, ale z drugiej – co ze sobą zabrać? Co zostawić w domu? Na pewno o czymś zapomnę! Teraz, z perspektywy, poradziłabym zawsze mieć przy sobie wodę. Mnóstwo wody. Bo to nie jest oczywiste, ale w tym kraju jest bardzo ciepło i człowiek się momentalnie odwadnia.

Rumuńskie Pola Elizejskie w Bukareszcie

Przede wszystkim to miasto wielu naprawdę dziwnych rozwiązań architektonicznych. Zaraz koło topornych, modernistycznych brył można było znaleźć piękne przykłady klasycyzmu. I wiecie co? Po paru godzinach już nic się tam w moich oczach nie gryzło. Człowiek się przyzwyczaja. Myślę, że całkiem nieźle tę estetykę może oddać budynek na poniższym zdjęciu.

Bukareszt, dziwny budynek

Oczywiście nie sposób być w Bukareszcie i nie wspomnieć o Domu Ludowym, a raczej Pałacu Parlamentu. To olbrzymi budynek, jeden z największych na świecie – druga po Pentagonie największa budowla użyteczności publicznej. Zobaczcie na zdjęciu poniżej – nie wygląda jakoś BARDZO rozlegle, prawda? Jednak przekonaliśmy się na własnej skórze, że jest naprawdę kolosem.

Parlament w Bukareszcie, Pałac Parlamentu
 
Przez przypadek zaczęliśmy szukać wejścia nie z tej strony, co trzeba. Pomyśleliśmy, że ile w najgorszym wypadku nam może zająć obejście go dookoła? Otóż zajęło godzinę. W czterdziestostopniowym upale (w cieniu, był sierpień). Kurtyna. Poniżej zdjęcie poglądowe, jak wyglądałam po tej wycieczce. No cóż, ahoj, przygodo! 

Kasika po spacerze w upale

Jednak udało nam się mimo wszystko zdążyć (dzięki zwyczajowi kolegi, który wszędzie jest dwie godziny przed czasem. Dzięki, Grzesiu! <3) i odbyliśmy zaplanowaną wycieczkę po parlamentowych salach. A ile ich było! Chodziliśmy chyba ponad godzinę, a na koniec dowiedzieliśmy się, że obeszliśmy zaledwie kilka procent pomieszczeń. Przewodnik powiedział, że monument codziennie sprząta ponad sto osób.

Miałam jednocześnie wrażenie, że każde z nich zostało zaprojektowane po to, żeby wyrwać z gardeł ludzi do niego wchodzących przeciągłe „łoooooooooo”. Popatrzcie tylko na tę salę operową (nigdy nie używaną zgodnie z przeznaczeniem). A ten żyrandol! Jest ich tam w sumie ponad 400, a największy waży jakieś 2,5 tony.

Pałac Parlamentu w Bukareszcie, sala operowa, żyrandol

Albo ten zwyczajny korytarz pokryty olbrzymim dywanem. Swoją drogą, dywany do Pałacu wnoszono w częściach – jak się człowiek przyjrzy, może zobaczyć miejsca zszywania dużych prostokątów. Podobno wszystkie dywany w budynku mają łączną powierzchnię 200 tysięcy m².

Marmurowy korytarz i dywan – Pałac Parlamentu w Bukareszcie


Jak w ogóle powstało takie monstrum, zapytacie? Po co to komu było? Stoi za tym Nicolae Ceaușescu. Po wizycie w Pjongjang, stolicy Korei Północnej, zapragnął podobnej estetyki w swoim kraju. Chciał olśnić cały świat przepychem. Tak się składa, że nie miał też gustu – budynek, jak właściwie cały Bukareszt, nie jest utrzymany w jednym stylu, to bardzo eklektyczna mieszanina

W latach 80 przesiedlono kilkadziesiąt tysięcy ludzi i rozebrano około 7 km² centrum stolicy, w tym kilka kościołów, Archiwum Narodowe oraz osiemnastowieczny klasztor Văcăreşti. Ceaușescu wykorzystał w tym celu jako argument wielkie trzęsienie ziemi, które dotknęło kraj w 1977 roku. Budowę rozpoczęto w 1984 roku.

Budynek ma 65 tysięcy m² – w tym 12 kondygnacji nad ziemią i 8 pod (jest nawet bunkier przeciwatomowy). Czterech z tych ostatnich jeszcze nawet nie wdrożono do eksploatacji. Jest wysoki w sumie na 84 metry i ma olbrzymi balkon, z którego dyktator miał przemawiać. Niestety jedyną osobą, która ostatecznie miała okazję stamtąd coś do tłumu powiedzieć, był Michael Jackson w 1992 roku i nazwał wtedy mieszkańców miasta people of Budapest, pozostawiając po sobie mocno mieszane uczucia.

Sala w Pałacu Parlamentu w Bukareszcie

Parlament wybudowano z materiałów ściągniętych z całej Rumunii, na przykład marmur pozyskiwano z Transylwanii. Przed budynkiem ciągną się bukaresztańskie Pola Elizejskie, całkowitym przypadkiem troszkę szersze od tych paryskich. Wszystko to wygląda bardzo efektownie, ale człowiek nie może przestać się zastanawiać, jak bezsensowne to było przedsięwzięcie. Przy budowie zmarło kilka tysięcy robotników.

Pałac ma ponad tysiąc pokojów (jakieś 400 jest używanych), a w tym 4 restauracje, 3 biblioteki, sala koncertowa, siedziba parlamentu, muzeum sztuki współczesnej, centrum konferencyjne, katakumby, apartamenty, olbrzymie korytarze i klatki schodowe. Budynek jest też bardzo ciężki (ten marmur! Wpisano go nawet do Księgi rekordów Guinessa jako najcięższy budynek) i opada rokrocznie o około 6 mm.

Bukareszt fontanna

Co jeszcze można robić w Bukareszcie? Na skrzyżowaniu nieopodal opisywanego przeze mnie gmachu znajdziecie piękny zestaw fontann. Jest też dużo budynków sakralnych i muzeów, których niestety nie udało nam się zwiedzić (byliśmy tylko przejazdem).

Do tego trafiliśmy w jakieś niepojęte zagłębie imprezowe. W miejscach, w których w dzień można dobrze zjeść (ceny w Bukareszcie przypominają te krakowskie, więc nie jest najgorzej), w nocy ludzie dosłownie tańczą na ulicach. Nie jestem entuzjastką imprez tanecznych, jednakże atmosfera tego miejsca mocno do mnie przemawiała – szczególnie po posusze covidowej. Ci ludzie się tak cieszyli!

Myślę, że kiedyś tam jeszcze wrócę. Na pewno wybiorę się na długi spacer po mieście i będę obserwować ten wspaniały eklektyzm architektoniczny. Jest w nim bowiem coś hipnotyzującego. Ta odwaga łączenia stylów!

Ulica knajpy Bukareszt impreza

Źródła

Itinari.com

Wikipedia

Słowa przewodnika, który oprowadzał nas po gmachu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz