Jak obrócić kołtun w perzynę?

Szukając czegoś ciekawego do przejrzenia na Polonie, natknęłam się na pasjonującą osiemnastowieczną książkę medyczną. Wydana została w 1793 roku, poniżej podaję jej prawie pełny tytuł (za katalogiem w Polonie).

Lekarz dla włościan, czyli rada dla pospólstwa w chorobach i dolegliwościach naszemu krajowi albo właściwych, albo po większej części przyswojonych każdemu naszego kraju mieszkańcowi do wiadomości potrzebna, przez B. Ludwika Perzynę [...] w narodowym języku napisana.





Perzyna i farmazony

Książka ta została napisana przez Ludwika Perzynę, polskiego lekarza i popularyzatora wiedzy, który był też zakonnikiem (był bonifratrem). Jako że należał do zakonu, w swoich publikacjach wypowiadał się również na tematy moralnościowe – na przykład w 1791 roku napisał Myśli i uwagi nad Farmazonami. Ktoś może zapytać, czy to jest książka, w której Perzyna zastanawiał się nad rzeczami, które już w tytule określił jako głupie? Nic bardziej mylnego! Otóż farmazon z francuskiego oznacza masona (jest to przekręcone franc maçon), czyli członka stowarzyszenia wolnomularskiego. Dopiero drugie znaczenie to kłamstwo, głupota. A nawet nie zawsze drugie, bo na przykład Wielki słownik języka polskiego podaje trzy znaczenia: pierwsze to oszust, który sprzedaje podrabianą biżuterię lub podrabiane antyki (przestarzałe), drugie – właśnie mason (książkowe) i dopiero trzecie to kłamstwo lub stwierdzenie pozbawione sensu. 





Książka ta jest krytyką masonerii, którą Perzyna napisał po kilkuletnim pobycie na pewnym dworze i zapoznaniem się z zasadami działania stowarzyszenia. Już we wstępie poczynił pewne założenia:

Z młodości zaraz wieku mojego obijało się często o uszy moje to słowo Farmazon, z rozmów Rodziców moich i ich Przyjaciół poznawałem wzgardę tego imienia. […] Umysł mój zawdy chciwy wiadomości, niespokojnym mnie czynił przez lat wiela, w dowiedzeniu się czego pewniejszego o tym bractwie, ale stan mój i wiek młody był mi w zamysłach mojej na przeszkodzie. Sam tedy los zdarzył to, czego usilność niedopięła, wezwanym zostałem do pewnego Dworu […].
 
Na tym teraz poprzestanę, zostawiając niedosyt, być może w przyszłości i tej książce przyjrzę się bliżej.

Nie oparłam się powyższej dygresji, bo mnie samą zdziwiło znaczenie tego słowa, kiedy zobaczyłam publikację (gdyby ktoś był jej ciekawy, wrzucam całość na dół do źródeł), jednak już wracam do książki Perzyny o medycynie – bo to o niej więcej pisał, nie o religii, a przy tym post ten ma być o zdrowiu właśnie, jako że wszyscy właśnie wspólnie o to zdrowie walczymy.

Perzyna praktykował medycynę i dzięki temu miał cenne spostrzeżenia dotyczące między innymi wpływu higieny na zdrowie swoich pacjentów, zauważył też wpływ ruchu oraz umiarkowania w jedzeniu i piciu. Polecał ludności wody siarkowe (na przykład te w Krzeszowicach pod Krakowem). Na stronie bonifratrów w tekście reklamującym książkę o Perzynie jest on określany jako jedna z najwybitniejszych postaci polskiego oświecenia i prekursor nowoczesnych metod diagnostyki i terapii.

Po co pospólstwu rada

Perzyna przyznaje na początku, że książka powstała z miłości do bliźniego. Pisze, że wielu umarło przez opaczne zrozumienie przyczyn chorób, zaniedbanie, nieświadomość – a można było ich łatwo wyleczyć. Lituje się nad biednymi ludźmi, którzy żyją dniem dzisiejszym i nie myślą o przyszłości, bo muszą egzystować w tak skrajnych warunkach, że śmierć może być dla nich wybawieniem.

Pisze, że ma trudności w przekonaniu ludu o wyższości wykształconego lekarza nad takimi bałamutami jak olejkarze (wędrownymi kupcami sprzedającymi olejki, lekarstwa) i inni samozwańczy specjaliści:

Jak wam trudności w przekonaniu się, tak też i mnie w objaśnianiu was […] owe zadawnione zaufanie w żydach, a niezawodność leczenia w babach, chłopach i olejkarzach przekazić, […] zaledwie się wielu przekonać zechce, że lekarz czyli doktor uczony musi być nieporównanie w swojej sztuce bieglejszy nad pomienione bałamuty, albowiem nie jesteście wprawieni w sposób myślenia, rozum wasz po większej części leży ugorem, a czułość w was prawie uśpiona.

Jak widać, Perzyna traktuje pospólstwo z pewną pobłażliwością właściwą jego czasowi; natomiast jego troska o życie i zdrowie każdego człowieka przejawiająca się w chęci uświadamiania wszystkich jest chyba autentyczna.

Do kogo się zwrócić i w jakiej chorobie?

Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana, zakonnik wcale bowiem nie radzi iść od razu do lekarza. O nie, on poleca iść do księdza; lecz nie po to, aby księża poprzez uleczenie duszy mieli uleczyć też ciało (tego typu zabobony zwalcza); on ma nadzieję, że księża, jako osoby wykształcone, dzięki miłości do bliźniego kupią jego książkę i będą pomagać ludowi, opierając się na wiedzy w niej zawartej. Oczywiście poleca też kupno swojego tomu zwykłym ludziom, którzy umieją czytać – żeby mogli pomóc sąsiadom w potrzebie. Przestrzega jednak przed zadufaniem – pisze: „lecz nie dla czynienia się Doktorem, bo każdy powinien swego sposobu życia pilnować, a rad w tej Książce zawartych tylko w potrzebie używać”. Jednocześnie nadmienia, że nie jest to książka dla bogaczy i nie ma tam chorób wynikających ze zbytku; tekst jest wyraźnie skierowany do włościan i pospólstwa.

Kołtun, czyli gościec albo zastrzał

Autor wymienia je na pierwszym miejscu jako problem typowo polski. Podaje kilka wyjątkowo obrazowych przykładów: o kowalu, który po jednej stronie głowy miał wielki kołtun, a po drugiej stronie, za uchem, rosła mu gula, która po urośnięciu do wielkości gęsiego jaja pękła. W środku, wśród śmierdzącego płynu, znaleziono… właśnie kołtun uwity z włosów. 





Perzyna był człowiekiem postępowym, ale z naszego punktu widzenia nie idealnym – tylko częściowo łączył kołtun z brakiem higieny; pisze:

Niechlujstwo i nieczystość […] do kołtonowej czyli goźdźcowej niemocy wiele się przykłada, ale by z niej samej miała ta niemoc pochodzić, jest omylnym mniemaniem.

Dzieli kołtuny na prawdziwe i fałszywe. Te drugie radzi śmiało i od razu odcinać, bo są zrobione za pomocą na przykład wosku lub żywicy przez ludzi, wierzących że splątane włosy mają jakieś dobre właściwości. Natomiast prawdziwe (czyli takie, które po rozczesaniu same się potrafią splątać w ciągu nocy) należy już traktować z większą ostrożnością – poczekać aż włosy trochę urosną i pod warunkiem, że te urośnięte, „naturalne i czyste” się nie splątają, na ich poziomie odciąć kołtun. Nie zawsze to jednak pomaga, bo może on odrosnąć w takiej samej postaci, sprowadzić migrenę lub przerzucić się na inną część ciała.

Perzyna diagnozuje też przyczyny zabobonów związanych z kołtunami: otóż uważa, że oszuści, których wymieniał wcześniej, jeśli nie mogą sobie poradzić z jakąś chorobą, wmawiają ciemnemu ludowi, że to wewnętrzny kołtun i sklejają im włosy, próbując ten kołtun „wyprowadzić”. Uważa, że takie praktyki powinny być ukrócone przez policję z pomocą księży (którzy mieliby wymagać od ludzi, żeby co niedziela stawiali się w kościele „z twarzą, rękami i nogami umytymi i z głową uczesaną”).

Poleca też, wzorując się na zagranicznych lekarzach, ziele, które nazywa barszczem (jednak łacińska nazwa, którą podaje, prowadzi do akantu) i liście buraków. Rozsądnie nakazuje również często się kąpać i myć oraz czesać.

 

Co z goźdźcem, ustrzałem czy zastrzałem? Nazywa się tak guzy, na które skarżą się ludzie noszący na głowie kołtun (tak jak w przykładzie z kowalem – po otwarciu takich wrzodów czasem nawet wystawały kości. Łączyło się to z ogólną słabością, zaczerwienieniem niektórych miejsc na ciele, ropieniem oczu, czasem z bezwładnością ciała i, jak pisze Perzyna „niechęć lub niesmak do wszystkiego, ociężałość i bałwanowatość”. Dlatego ludzie sięgają po wódkę, która ma chwilowe działanie, jednak długofalowo tylko pogarsza stan chorego.

Na koniec autor rozpisuje się o olejowatości włosów, o tym, że są tłuste (co widać po czapkach i grzebieniach oraz zatłuszczonych rękach po ich dotknięciu) i słone (tu za przykład podaje, że trzaskają, kiedy się palą). Przestrzega przed zaraźliwością schorzenia – według niego można się zarazić:

[…] przez sypianie ze sobą i ocieranie się w czasie potu jednego ciała o drugie, przez co wpadając ta olejowatolipka ciekłość potnemi dziurkami w drugie ciało, również wzburzenie się i zaostrzenie humorów wznieca […].

Uwagi

Nieznacznie uwspółcześniałam cytaty wg własnego uznania, żeby były wygodniejsze do przeczytania dla nieobytego z osiemnastowieczną pisownią czytelnika. Odbyło się to tylko na poziomie zapisu niektórych głosek i interpunkcji, nie składni.

Źródła

Wielki słownik języka polskiego, hasło: farmazon [online].

7 komentarzy:

  1. JAK TEN KOLEŚ MÓGŁ WYDAĆ TĘ KSIĄŻKĘ GDY W KRAJU BYŁA ŁAMANA KONSTYTUCJA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że pewnie poszedł do drukarni, bo mógł, no i mu wydrukowali. I już, było wydrukowane :D

      Usuń
  2. Ciekawe sięgnięcie do przeszłości, wydaje się już tak bardzo odległej, społecznie, naukowo, językowo. A jednak, coś w tym wszystkim jest. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie lektury, niby normalna książka a jakby z kosmosu 😉

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurcze, prawdziwa perełka historyczna :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawe znalezisko, jednak pomimo, że interesuję się zdrowiem to chyba nie podjęłabym się przeczytania tej książki w oryginale i podziwiam każdego, kto to zrobił :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy tekst, ale przeczytanie go to chyba nie lada wyzwanie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń