Goldeneye, czyli dwie najtypowsze postacie kobiece serii w jednym filmie
03 maja
11
Bondy
,
dziewczyny Bonda
,
Goldeneye
,
Pierce Brosnan
,
recenzje filmów
,
z przymrużeniem oka
Oglądając Goldeneye, zwróciłam uwagę na niezwykle wyraźne –
nawet jak na Bondy – postaci kobiece. Są dwie i wykreowano je na zasadzie
przeciwieństw. Chciałabym dziś trochę się z nich pośmiać. Uwaga, jeśli ktoś nie
lubi spojlerów i nie oglądał filmu! Dla oburzonych zapowiedzianymi szyderstwami:
zajrzyjcie na koniec, jest nieco poważniej.
Wspomniany plakat |
Jedną z moich licznych przyjemności zabarwionych poczuciem
winy jest oglądanie filmów z serii o tajnej służbie Jej Królewskiej Mości. Zdaję
sobie sprawę, jak przestarzały teraz jest dawny agent 007, którego znakiem
rozpoznawczym jest epatowanie seksizmem, jednak zwycięża sentyment z dzieciństwa.
To były czasy, kiedy bardziej niż suche żarty każdego z Jamesów bawiły mnie
tylko slapstickowe wstawki Q granego przez Desmonda Llewelyna.
Przy okazji powrotów na dobrze znane wody będę dzielić się
tutaj refleksjami dotyczącymi jednego wyjętego wątku, motywu czy rozwiązania
zastosowanego w każdym filmie. Mam nadzieję, że w takiej formie będzie to mniej
wtórne niż na przykład plakaty Bonda, których przykład można zaobserwować w głównym
zdjęciu tego tekstu.
Mimo że teraz widzę boleśnie, że większość postaci kobiet w
serii jest odlana z kilku form, którymi żonglują twórcy, nie mogę sobie raz na
jakiś czas odmówić przyjemności powrotu do najlepszych brytyjskich sucharów. Czasem
są mocno przypalone, ale pachną piątkowymi wieczorami z Telewizją Polską i niezmąconą
radością, bo dziecięce oko jeszcze nie zauważało niedociągnięć i oczywistych rozwiązań
fabularnych.
Słodka owieczka
Rozmarzone spojrzenie, okrągła buzia, zalotny uśmiech… Tak,
to ona! Helena Kurcewiczówna! Została porwana przez Bohuna i Skrzetuski musi ją
odnaleźć, żeby mogli żyć długo i szczęśliwie… Zaraz zaraz.
Rozmarzone spojrzenie, okrągła buzia, zalotny uśmiech… |
To nie Helena a Natalia, rzutka programistka dzielnie
znosząca seksistowskie żarciki kolegi z pracy. Ale przecież też zostaje zatrzymana,
przesłuchana, porwana, uwolniona, znowu uprowadzona… Śmiem twierdzić, że
sekwencje porwań i uwolnień w Ogniem i mieczem były równie skomplikowane.
Pierwsze zdanie, którym opisałam Helenę się przecież zgadza.
Powłóczyste spojrzenie i bijąca z całej postawy prostota – oto nasza słodka
owieczka. Rosyjski akcent tylko dodaje jej uroku – nawiasem mówiąc całe
szczęście, że w rosyjskich stacjach badawczych rozmawiają po angielsku (chociaż
z silnym akcentem), bo Brytyjczycy niewiele by zrozumieli ze sceny
wprowadzającej bohaterkę!
Scena, w której pierwszy raz widzimy Natalię i Borysa |
Moje założenie jest takie, że w większości filmów o Bondzie występuje
właśnie owieczka – żyjąca swoim w miarę grzecznym, nieciekawym życiem, dopóki James
nie spadnie z sufitu, żeby je wywrócić do góry nogami (czasem jest wywrócone
już chwilę wcześniej). Zazwyczaj z jakichś dziwnych powodów weszła w posiadanie
informacji, które są poufne – dlatego ten zły chce ją za wszelką cenę dopaść i
unieszkodliwić (a wcześniej zapewne w wielkich słowach te czynności
zapowiedzieć).
Często też stara się być ironiczna w stosunku do Bonda, jest
jednak wyraźnie spychana na drugi plan. Albo można to powiedzieć dosadniej: agent
ją po prostu zwyczajnie olewa. Taki już jego urok, dziewczyna lgnie więc do
niego jeszcze bardziej. Sceny seksu z nią są wyciemniane albo przechodzą w
jakieś łagodne, metaforyczne ujęcia – gdzież by tam pokazała cokolwiek, nie,
ona tylko chichocze radośnie.
Jednak owieczka musi mieć w sobie coś więcej. Zazwyczaj ma
kilka swoich momentów, które są zaskakujące dla widza i pozwalają mu na
zauważenie, że ona wcale nie jest taka głupia i naiwna! Na przykład Natalia
jest programistką i mimo że może się wydawać aż nazbyt prostoduszna (akcent
wzmaga to poczucie), potrafi przecież namierzyć zdrajcę Borysa, posługując się
do tego – śmiech na sali! – jego własnymi metodami.
Akurat w Goldeneye to objawienie mądrości owieczki jest
mocno przysłonięte faktem, że Bond musi za nią zgadnąć hasło (ona myśli, że
zagadka „coś, na czym siedzisz, ale nie zabierasz tego ze sobą” kryje jakieś
wymyślne angielskie określenie na pupę, James musi wkroczyć i ją uświadomić, że
to po prostu krzesło). To więc wygląda jak taka nieudolna próba dekonstrukcji
typowej, wzdychającej dziewczyny Bonda – dostajemy taką, która wprawdzie jest
typowa i zazwyczaj wzdycha – tylko że czasem robi sobie przerwę, żeby rzucić
jakiś komentarz, który w zamyśle ma być cięty, albo postukać w mądry sposób po
klawiaturze.
I wzdycha, oj, wzdycha! |
Można więc zauważyć, że gdy tylko bohaterka zaczyna wnosić do
fabuły coś prócz ładnej buzi, jest to od razu przez twórców zbijane jakimś
żarcikiem typu „ahahaha, patrzcie ją, jaka głupiutka, nie umie po angielsku,
mimo że przecież rozmawiała w tym języku nawet w pracy”. Koniec końców sprawia
to, że jej pobłażamy, lubimy ją, a gdy jeszcze słyszymy kilka razy „Oh, James!”
z jej ust to już w ogóle przechodzimy nad nią do porządku dziennego.
Czarna mamba
Przechodzimy nad owieczką do drugiej skrajnej postaci, która
z kolei lubi być i górą, i na górze – to Xenia, która jest – zgadliście! –
czarnowłosa. Ubiera się też na czarno (oczywiście). To przydupaska złego gościa,
co jest pomysłem dość ciekawym, jednak gdy się przyjrzeć bliżej – wręcz żenująco
przewidywalnym.
Usta maluje na czerwono, a oczy na czarno, co tworzy
kontrast z jasną cerą, potęgując wrażenie demoniczności. Lubi ryzyko – a więc można
odhaczyć szybkie samochody i hazard. Pilotowanie samolotów też. Zabija ludzi
jak w grach komputerowych – serią z karabinu. Śmieje się przy tym demoniczne
oraz wydaje odgłosy lekko sugerujące, że podnieca ją to seksualnie.
Wszystko odhaczone – czerwona szminka, jasna cera, ciemne włosy, czarna kreska na oku... No i szybkie samochody! |
No właśnie – jej seksualność jest niezwykle mocno zaznaczona
– podniecają ją naprawdę dziwne rzeczy, jak duszenie kochanka (ale nie takie BDSM,
ona po prostu zabija). Krzyczy podczas stosunku bardzo głośno (zapewne żeby
zagłuszyć przedśmiertne wrzaski swojej ofiary). Skojarzenie z modliszką nasuwa
się samo.
Ogólnie miałam wrażenie, że jest mokrym snem innej postaci z
filmu, Borysa, typowego, stereotypowego wręcz programisty, który „nie poznałby
kobiety nawet gdyby mu siadła na głowie”, jak mówi o nim jedna z postaci.
Jej akcent jest bardzo twardy, co również potęguje sukowatość.
Co ciekawe, jak się zastanowić, akcenty obu pań mogą się wydać podobne – tyle że
spełniają dwie różne funkcje.
Xenia jest wyćwiczona i niezwykle sprawna fizycznie – czy chodzi
o pilotowanie, czy o łózkowe wygibasy, czy w końcu spuszczanie się po linie z
lecącego helikoptera – ze wszystkim radzi sobie doskonale, nawet się nie pocąc.
Jednak i nad nią góruje boski James Bond. Najpierw w saunie,
kiedy po roznegliżowanej i ostrej walce (tak, próbowała go zgwałcić i udusić;
tak, próbowała obu tych rzeczy jednocześnie) sadza ją na gorących kamieniach i
potem, gdy udaje mu się sprawić, że kobieta umiera w taki sposób, aby on mógł rzucić
jeden ze swoich nieśmiertelnych sucharów.
No właśnie – scena w dżungli, w której biorą udział obie
kobiety, jest niezapomniana. Xenia znowu usiłuje udusić Jamesa (a my myślimy,
że znowu dał się głupio złapać, bo jest trochę otumaniony), gdy z pomocą
przychodzi mu wierna Natalia. Dziewczyna niezdarnie próbuje zamachnąć się jakąś
wielką kłodą, więc femme fatale bez trudu ją obala na ziemię. I zaraz
potem umiera – reszta jest milczeniem.
Seksistowski, mizoginistyczny relikt zimnej wojny
No dobrze, ulżyłam sobie i pośmiałam się z tych bohaterek,
ile chciałam, więc dla uspokojenia nastrojów wspomnę jeszcze o jednej postaci
płci żeńskiej, której nie sposób pominąć. I to nie jest Moneypenny, a szefowa
Bonda.
Jest to pierwszy film z Judy Dench
w roli M – i bohaterka od razu wlatuje na pełnej, jak petarda. Na początek z
godnością ignoruje przezywanie ją za plecami i właściwie traktuje agentów pobłażliwie
jak małych chłopców. Potem, zanim wyśle Bonda na misję, wygarnia mu to, co
chyba większość kobiet myśli o tej postaci: że jest mizoginistycznym, seksistowskim
dinozaurem.
To bardzo ciekawe, bo można odbierać tę scenę dwojako: tak jak Bond, czyli blablabla, gadaj se, kobieto, i tak jesteś niższym gatunkiem… Albo jako samozaoranie postaci agenta 007 przez twórców. Ja jestem zwolennikiem tej drugiej wersji. W połowie lat dziewięćdziesiątych musieli już zacząć zauważać, że format się mocno zużył, wobec czego dobrze by mu zrobiło wprowadzenie czegoś świeżego. Taki zabieg – powiedzenie agentowi paru słów do słuchu i jednocześnie czegoś, co tak naprawdę już kiełkowało w głowach większości od dawna – było dobrym wprowadzeniem do rozwoju postaci M i Bonda, który nastąpił w kolejnych częściach (aż do kulminacji w Skyfall, o czym pewnie jeszcze napiszę).
Teraz słucham Was – który Bond ma być następny? Ostrzegam, że jestem nieprzewidywalna i wyciągnę z niego rzeczy, których się nie spodziewacie!
Wszystkie zdjęcia pochodzą z IMDb.
Mój dziadek był fanem James'a Bonda. Żadnej części nie przegapił. Ja nigdy nie przepadałam za tymi filmami z tej serii.
OdpowiedzUsuńTo jedna z nielicznych serii, które widzieliśmy wszystkie filmy. Najbardziej podobają nam się btw starsze. Może coś z nich?
OdpowiedzUsuńTeż jestem miłośniczką tych starych paździerzy! Na pewno :)
UsuńNigdy nie oglądałam żadnego z tych filmów z Bondem jakoś mi nie podchodzą
OdpowiedzUsuńZ pozycji mojego przywiązania do tej serii jestem w stanie to zrozumieć. Ma mnóstwo wad, które w dzisiejszych czasach mogłyby się wydawać nie do przejścia. Gdybym nie miała sentymentu z dzieciństwa, pewnie mówiłabym tak samo :)
UsuńBond, choć klasyka kina, jest nasycony seksizmem i skrajnościami. Tego bohatera już chyba nie odczaruje my. Twórcy będą wiernie trwać przy tej charakterystyce.
OdpowiedzUsuńPrawda. Chociaż z drugiej strony jego siła tkwi też w tej myszce, którą trąci :) Nie byłby Bondem, gdyby nie był taki skrajnie stereotypowo męski - byłby po prostu jakimś randomowym agentem z filmu akcji. Chociaż w sumie z M zrobili kobietę, czemu nie z Bonda? Byłoby to zabawne :D
UsuńUśmiałam się! Ja też lubię klasycznego Bonda :)
OdpowiedzUsuńO jak mi ten wpis zrobił dzień :) Uśmiałam się i podpisuję wszystkimi kończynami pod wnioskami.
OdpowiedzUsuńDo Bondów sentymentu nie mam, z jednym wyjątkiem: Śmierć nadejdzie jutro z Brosnanem. To był jedyny dostępny film (na kasecie VHS!) w domu, gdzie spędzałam wakacje jako nastolatka, więc oglądaliśmy go z bratem jakiś milion razy. Chętnie poczytam, co z niego wyciągniesz,jak już do niego dojdziesz :)
Hah, dzięki! :) Trafiłaś, bo mam zaplanowany teraz jeden z tych starszych, po czym właśnie Śmierć nadejdzie jutro :)
UsuńNigdy nie widziałam żadnego filmu o Bondzie. Ale Golden Eye to bym sobie obejrzała choćby za pierwszej polskiej dziewczyny Bonda ;)
OdpowiedzUsuń