Kwiat paproci – słowiański Zmierzch, na który nikt nie czekał... – cz. II

Jestem winna tej serii powrót do Bielin i dokończenie recenzji. Przygotowałam więc drugą część, w której znęcam się nad Żercą i Przesileniem, czyli odpowiednio trzecim i czwartym tomem serii Kwiat paproci. Uwaga na spojlery, tym razem w ogóle nie zwracam na nie uwagi!
 
Półka z książkami, książka Żerca Katarzyna Miszczuk



Żerca. Książka przewidywalnych rozwiązań fabularnych...

Wracamy do Bielin jakiś czas po Nocy Kupały. Okazuje się, że Mieszka nadal nie ma, bo załatwia gdzieś swoje mieszkowe sprawy, oczywiście się nie odzywa, żeby główna bohaterka mogła się bardziej frustrować... Ale też, jak się okazuje, troszkę dojrzeć.

Na początku książki dowiadujemy się też, że do Bielin przyjechał nowy – prawdopodobnie tytułowy – żerca. W rozmowie z Gosią wyraża on głęboką niewiarę w bożki, strzygi, wampiry, wąpierze i inne tego typu nadnaturalne stwory. Nasza biedna, znękana Gosia kiwa głową i myśli sobie coś w tym stylu:



Prócz tego Witek nader dziwnie zachowuje się przy przyjaciółce Sławie, która jest rusałką. Oczywiście wszyscy przypisują to jej rusałczemu seksapilowi, sama Sława widocznie chce zarzucić na Witka sieć, jednak jej się to nie udaje... Do czasu oczywiście.

Wkrótce potem dowiadujemy się, że KTOŚ ZACZYNA MORDOWAĆ NADNATURALNE STWORZENIA! Hm, któż to taki? Kim jest ten tajemniczy osobnik? Czy to jest możliwe, że jakiś łowca zapuszcza się na te tereny? A może wręcz się tu osiedlił? Nie może być!

Oszczędzę Wam ochów i achów niedowierzania – tak, na końcu książki okazuje się, że to Witek. Bardzo byłam tym zawiedziona, bo mimo że było to bardzo, bardzo oczywiste od samego początku, jakoś miałam nadzieję, że może jednak to fałszywy trop i jak zwykle wpadam w pułapkę, w którą autorka mnie wpuszcza.

Słowo wyjaśnienia: ja łapię się na absolutnie każdy fałszywy trop rzucony w książkach i filmach. Co więcej – uwielbiam to. Jeśli więc autorkom nie udaje się wpuścić mnie w maliny, a widać, że próbują, czuję się tak zawiedziona, że wręcz obrażona.

... i niewykorzystanych pomysłów

Żeby było śmieszniej, nadal będę pisać o Witku. W końcu powieść nazywa się Żerca! Nowy kapłan jest więc bardzo obiecującą postacią – niepozorny, ale od razu widać, że Gosia wpadła mu w oko. Nie chce się narzucać, no ale woń nadchodzącego trójkąta miłosnego czuć na kilometr. Moje serce się bardzo z tego cieszyło, bo, tak jak pisałam w poprzedniej części recenzji, powielanie schematów w tej serii uważam za zaletę. Znane równa się dobre.

Witek zaprasza więc Gosię na randkę (to, czy ona zdaje sobie z tego sprawę, jest osobną kwestią). Trafiają na Zacieralia, co jest samo w sobie przezabawne. Czytelnik odnosi mylne wrażenie, że zaczynają się całkiem nieźle rozumieć – ja marzyłam, że to będzie taki klasyk: będą przyjaciółmi, on będzie chciał czegoś więcej, ona nie, wejdzie na to Mieszko i będzie superzazdrosny, komedia pomyłek, bohaterka będzie się wściekać na obu...

Nic takiego nie nastąpiło. Prócz śmiesznej sceny, kiedy Mieszko wraca i obaj panowie bardzo agresywnie piją herbatę, autorka oszczędza nam trójkątowych rozterek. Odniosłam niejasne wrażenie, że wprowadziła do historii postać Witka z dwóch powodów: pierwszy opisuję powyżej (jest łowcą, pcha główną fabułę do przodu), a o drugim w międzyczasie zapomniała. Bardzo tego żałuję, bo cała książka mogła być o wiele zabawniejsza, gdyby zawierała trochę więcej miłosnych perypetii.

Bardzo wściekłam się też na Gosię, że postanowiła jak gdyby nigdy nic wybaczyć Sławie. Sława była podrzuconą przez Światowida szpieżką, która zaprzyjaźniła się z Gosią tylko po to, żeby donosić swojemu panu, co robi wybrańczyni bogów. Gosia w Nocy Kupały zareagowała trochę dziwnie, po czym po prostu o wszystkim zapomniała. Co więcej, one przepraszały się wzajemnie. WZAJEMNIE. Bo Sławie też było przykro, że Gosia ją w pewnym momencie troszkę przejrzała i nie mówiła jej wszystkiego. I Gosia ją za to oczywiście przeprasza. No widzisz, Sławuniu, może właśnie za taki aż dziwny egoizm ominął cię rozwój twojej postaci?

Na koniec coś, co mi się podobało – czyli bieganie nago po lesie. Wkładam to w niewykorzystane pomysły, bo bardzo żałuję, że nie było tego więcej. Stara szeptucha, Jaga, wyjechała na urlop, pozostawiając Gosię na włościach. Żałuję więc, że autorka nie pokusiła się o pokazanie większej części takiej pracy, bo byłoby to na pewno bardziej interesujące niż przekopywanie ogródka. Ograniczyła się do wieczoru panieńskiego, który uważam za bardzo udany. Było dużo smarowania się dziwnymi smarowidłami, picia nalewek i tańczenia nago przy ognisku. Dla takich rytuałów brnęłam przez nudnawą resztę książki!

Półka na książki okładka książka Przesilenie Katarzyna Miszczuk

Gorące Przesilenie

Przesilenie, czyli ostatnia część, podobała mi się bardziej niż Żerca. Wydaje mi się, że jeśli ktoś dotarł do trzeciej części i w połowie nie rzucił całej serii w trzy diabły, pewnie sięgnie i po Przesilenie, choćby po to, żeby zobaczyć, co się stało na końcu. No więc dzieje się całkiem dużo rzeczy.

Przede wszystkim jest główna oś fabularna – Gosia ma spłacić dług dany Swarożycowi i kogoś zabić. Prócz tego – a jakże, czemu nie! – w międzyczasie odkrywa tajemnice związane ze swoim pochodzeniem. Poza tym trochę jest w ciąży, więc buja się od jednej wymyślonej misji do drugiej i wmawia sobie, że musi uważać i że to już naprawdę ostatni raz, bo dziecko.

Bohaterka dużo też rozważa, w co się dzisiaj ubierze albo jakie ubrania akurat Mieszko z niej zdziera – ta uwaga dotyczy całej serii. Bo okej, uwagi o paskudnych ciuchach sportowych są zabawne (za pierwszym razem), ale już opisy typu ubrałam bluzkę na ramiączkach czy zrobiłam sobie fryzurę, która wyglądała dokładnie tak, a plotłam ją od lewej do prawej zakrawają trochę na opkowatą blogowatość i nie przemawiają do mnie wcale a wcale.


Rzeczą, która chyba mnie najbardziej zawiodła w ostatniej części, jest potraktowanie wizji głównej bohaterki bardzo, ale to bardzo po macoszemu. Za bardzo. Oto mamy wysoce utalentowaną Widzącą, taką która zdarza się raz na ponad tysiąc lat i może wyprowadzić w pole każdego, co więcej – przy odrobinie samozaparcia mogłaby dowiedzieć się wszystkiego, czego chciałaby się dowiedzieć. Ma świadomość swojej wyjątkowości od pierwszego tomu. Za jakąś naukę w tej kwestii zabiera się w czwartym. I robi to tak nieudolnie, że serce boli.

Mogę uratować Gosię całkiem trafnym moim zdaniem porównaniem: jest jak Harry Potter uczący się oklumencji. Wie, że jej się to przyda i wie, że powinna się choć trochę wysilić, żeby okiełznać swoją moc... Jednak jest zbyt zajęta wściekaniem się na świat, który się sprzysięga przeciwko niej, jakimiś misjami, które sobie wymyśla zamiast słuchać starszych i zabawianiem się ze swoim chłopakiem (Harry niestety nie miał tego ostatniego punktu odhaczonego).


Jednocześnie cała intryga, która ma swoją kulminację pod koniec książki jest ciekawa i zaskakująca. Swarożyc przed świętem Przesilenia, czyli takimi Dziadami, w końcu mówi Gosi, kogo ma zabić, a nasza bohaterka z pomocą umiejętności i wiedzy zdobytych wcześniej wypracowuje całkiem niezły plan – czytelnik ma świadomość, że ona ma coś w zanadrzu, wie, że jest przygotowana bardziej, niż się tego po niej spodziewają, bo jest to w jakiś sposób zajawione między innymi przez pokazanie jej przygotowań.

Obserwujemy jej naukę i przygotowania, ale nie jesteśmy pewni nawet, co ma zamiar zrobić – spełnić życzenie Swarożyca, czy jakoś go oszukać. Końcówkę Przesilenia przeczytałam dzięki temu ze szczerym zainteresowaniem – nie spodziewałabym się w sumie po autorce takiego fajnego zabiegu, który utrzymał moje zainteresowanie tematem niemal do samego końca.

Wyłączywszy ostatnie strony, na których biorą ślub, jak w bajce.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z Unsplash.



14 komentarzy:

  1. Nie słyszałam o tych książkach. Podoba mi się sposób, w jaki o nich opowiedziałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam o tym cyklu, ale jak na razie nie zamierzam sięgać. A tak przy okazji gify są nieco rozpraszające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha dokładnie o to chodzi! Mają rozproszyć i odciągnąć uwagę od miałkości opisywanej fabuły :D

      Usuń
  3. Oo nie słyszałam o tych książkach,ale po przeczytaniu tego wpisu muszę przyjrzeć się im bliżej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Takie książki są w moim klimacie! Chętnie przeczytam w wolnej chwili :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie miałam przyjemności czytać tych książek, ale zawsze tą przyjemność można nadrobić.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi się akurat książki podobały od początku do końca ;)
    Może jakbym usiadła to coś bym na nią znalazła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, mnie się tak naprawdę też podobały koniec końców :D Świetnie się bawiłam, czytając je. Tylko że miałam od początku za wysokie oczekiwania i stąd te moje żale.

      Usuń
  7. ładna okładka.książka przeczytana od początku do końca jest ciekawa

    OdpowiedzUsuń
  8. Zupełnie nie znam ich, jeszcze trochę poczytam i wyrobie zdanie na ten temat

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam się kąpać nago w moim jeziorze :) w ogóle podoba mi się cały opis i chętnie przeczytałabym książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Akurat tych tytułów nie zna. Poki co czeka na mnie sterta ksiązek d przeczytania!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie znam tych książek, ale chyb raczej nie dla mnie :-)

    OdpowiedzUsuń