Na jeden wieczór. Krótka historia jednego zdjęcia Jakuba Kuzy

Są książki, które człowiek męczy i męczy. Mimo że fascynujące, trudno je skończyć, bo trudno jest się pogodzić z faktem, że będzie istnieć życie bez czytania dalszego ciągu tej historii.

Krótka historia jednego zdjęcia to nie jest taka książka. 



Napisana jest przez Jakuba Kuzę na podstawie jego fejsbukowego fanpage’a o tej samej nazwie, który dzięki genialnemu w swojej prostocie pomysłowi (to są naprawdę krótkie historie związane ze zdjęciami), stał się kilka lat temu bardzo popularny.

Stronę na fejsbuku obserwuję już od pewnego czasu i z przyjemnością czytam zamieszczane tam historie, jednak po książkę bym pewnie nie sięgnęła, gdyby nie to, że dostałam ją w prezencie. Pewnego wieczoru postanowiłam, że będzie to może dobry sposób na oszukanie mózgu – spróbuję poczytać te historie zamiast przewijać bez sensu media społecznościowe. Podziałało! Nie przeczytałam całej na raz tylko dlatego, że zaczęłam tuż przed północą.

Ta książka na pewno spodoba się każdemu fanowi fejsbukowej Krótkiej historii. Mało jest ludzi, którzy czytają treści w mediach społecznościowych od deski do deski – ja zazwyczaj przyswajam tylko to, co mi się samo pojawi, więc siłą rzeczy dużo zdjęć pewnie pomijam. Dobrze było więc powtórzyć sobie te starsze historie i zapoznać się z nowymi. Ja przeczytałam książkę prawie na raz, ale tak naprawdę można jej też używać jako ciekawostkarni i zaglądać co jakiś czas, otwierając na przypadkowej stronie. Albo wybrać sobie któryś czas (zdjęcia są ułożone chronologicznie) i przeczytać jakiś wycinek.

Bardzo lubię podejście autora do zdjęć i historii, które stara się opowiedzieć – tak jakby zawsze próbował krążyć wokół tematu zdjęcia, ale od całkiem innej strony, niż człowiek by się spodziewał. Jednocześnie nie ma w tym żadnej sztuczności, podejrzewam, że jest za to solidna kwerenda i np. cała książka przeczytana tylko po to, żeby napisać jedną krótką historię. Nie mogę też nie wspomnieć, że pozycja ta dostarcza też dobrych tematów do wybrnięcia z niezręcznych, nieklejących się rozmów – czy wiesz, że w 1962 roku jeden kościół w Warszawie został przewieziony o dwadzieścia jeden metrów?

Są też oczywiście rzeczy, które nie zostały do końca przemyślane. Niektóre zdjęcia są tak przełamane, że ich główna postać jest na zgięciu (tom jest szyty, więc ciężko otworzyć go do końca i jakiś fragment zdjęcia jest zjedzony). Pewnie to zostało zrobione dla zachowania graficznej spójności, ale wydaje mi się, że można było wymyślić lepsze rozwiązanie. Gdy czytam na stronie 125 o chłopcu na pierwszym planie, wolałabym go widzieć w całości, a nie przeciętego na pół przez szycie. Podobnie jest na stronach 143, 159 (tu było blisko), 183 czy 201.

Jednocześnie są też zdjęcia złamane bardzo dobrze, mimo że kluczowe postacie również znajdują się (lub mogłyby się znaleźć) w newralgicznym miejscu – na przykład inżynierowie na stronie 19, Beria na 99, czy Himmler na 107. Nie wiem więc, czy akurat przy tych zdjęciach było to proste i niewymagające, czy przy tamtych powyższych ktoś po prostu nie pomyślał i nie wziął pod uwagę szycia.

No, gdzie jest ten linoskoczek?
 

Wracając do historii, bardzo dobrze się je czyta – dla przebodźcowanych mózgów niezdolnych do skupienia się dłużej niż parę minut to idealna ilość tekstu. Autor tylko czasem ujawnia się i dorzuca swoje odczucia (że coś powinno lub nie powinno się wydarzyć), ale robi to w sposób tak sympatyczny, że mnie to nie raziło.

Zastanawiałam się dużo, co napisać o formie – autor upodobał sobie czas przyszły i zrobił z tego swój znak rozpoznawczy. Idzie go po tym poznać, i dobrze – to trochę działa na wyobraźnię, bo człowiek patrzy na to zdjęcie, w którym zaklęty jest jeden moment, a później czyta o tym, co działo się – przepraszam, stanie się – czasem nawet całe lata po uwiecznieniu tej chwili. Czasem trochę mi to przeszkadzało w czytaniu i chyba wolałabym zwyczajnego przeszłoczasowego narratora, ale ze względu na rozpoznawalność, która w moim odczuciu się z tym wiąże, jestem w stanie to wybaczyć i przeżyć.

Polecam więc książkę tym, którzy chcą oszukać mózgi, żeby myślały, że dalej przewijają media społecznościowe, a tu jednak niespodzianka, książka przeczytana; polecam osobom, które mają problem z nawiązaniem gadki szmatki, bo zawsze można wybrać z pamięci na chybił-trafił jakiś fragment i zaserwować rozmówcy stare jak świat czy wiesz, że...; polecam też zwykłym czytelnikom, którzy lubią sobie poczytać ciekawostki i spojrzeć na niektóre wydarzenia z trochę innej strony.

Zdjęcia własne.

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawa książka i ciekawy fanpage. Chętnie zajrzę .

    OdpowiedzUsuń
  2. Na zdjęciach prawie zawsze kryje się jakaś historia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe podejście do opisu zdjęć, i temat na napisanie książki :) Tak mnie zaciekawiłas tym wpisem, że chyba przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń