Wariacja na temat Holmesów, czyli kilka myśli o Enoli

 

Rozpoczynam serię, w której będę w luźny sposób opisywać swoje wrażenia po książkach/filmach (koniecznie na świeżo!).


Moje zdanie zazwyczaj nie jest jednoznaczne, bardzo proszę więc nie oczekiwać spójności – wszak nigdy nie jest tak, że wszystko się podoba, albo wszystko jest nie takie. Z jednej strony nawet gdy film jest świetny, zawsze można dojrzeć jakieś niedociągnięcie, a z drugiej – jeśli jest nad czym się zastanowić i o czym napisać, znaczy że nie było tak źle. Zaczynamy więc, o czym warto rzec?

Enola. Muszą to przyznać nawet ci, którym film się nie podoba – to miłe, że szesnastolatkę gra szesnastolatka. Nie oglądałam Stranger Things, więc to było moje pierwsze zetknięcie się z Millie Bobby Brown i przyznaję, swoją świeżością i bezpretensjonalnością (i rumieńcami) ciągnęła ten film w górę. Bo Helena Bonham Carter jest oczywiście wspaniała, klasa sama w sobie, ale grała siebie, Henry Cavill jako Sherlock był silny i milczący i w sumie podobał mi się, dopóki nie otwierał ust (wyglądał naprawdę, naprawdę bardzo dobrze), reszta – przeciętna (Mycroft koszmarny). Sama Enola zaś ze swoim świeżym rumieńcem i trzeźwym spojrzeniem na otoczenie została całkiem sprytnie wykreowana na nietuzinkową bohaterkę, z którą można się utożsamiać.


Klimat. Mówcie sobie, co chcecie, stroje w filmach kostiumowych są superważne. Ale stroje bez klimatu to takie Belle Epoque (pamiętacie ten polski serial sprzed kilku lat?) – niby wszystko jest w porządku, ale coś kolory nie pasują, a poza tym jest zbyt czysto, zupełnie jak w teatrze telewizji. W Enoli nic z tych rzeczy mnie nie raziło, suknie były piękne, marynarki leżały jak trzeba. Aktorzy nie wyglądali, jakby nie wiedzieli, jak się poruszać w tych ubraniach – wręcz przeciwnie, kroczyli pewnie, jak gdyby wychowali w cieniu drzew rozległych parków i lasów dziewiętnastowiecznej Anglii. I tak ma być. Warto więc ponapawać się ładnymi ludźmi w ładnych ciuchach, tak szybko odchodzą w zapomnienie.

Łamanie czwartej ściany. Ja tam nie oglądałam żadnego House of Cards, więc nie przejadł mi się ten efekt. Tutaj wprowadzał odświeżający element humorystyczny i dawał pole do popisu młodej aktorce. Gdybym się chciała czepić, mogłabym powiedzieć, że być może był trochę nadużywany… ale nie chcę.


 

Relacje. Po pierwsze ta z matką – jest stanowczo dziwna i alarmująca. Najdziwniejsze jest to, że przez film przestawia się ją jako trochę inną, ale dlatego lepszą od reszty, samą Enolę jako przygotowaną do „prawdziwego” życia lepiej i tak dalej. Izolacja od rówieśników i pranie się z matką po mordzie w ogrodzie może jest kusząca i pomaga, gdy usiłuje cię zabić przygodny morderca na zlecenie, ale do czasu.

Po drugie, chłopiec, który się po drodze napatoczył, musi być od razu Przyjacielem, który staje się Kimś więcej, trzeba się nim Opiekować, najlepiej uratować mu Życie, a potem jeszcze trochę pozawracać mu jego piękną Główkę. Serio, czy w filmie o tak feministycznym wydźwięku nie mogliby sobie chociaż na chwilę darować miłostek? Jest to wątek (chodzi mi tu oczywiście tylko o zalążek uczucia, nie całą serię wydarzeń związaną z Tewkesburym) wepchnięty trochę na siłę, maślane oczy Enoli pod koniec filmu mnie nie przekonują.


 

Po trzecie, bracia – mają tak bardzo gdzieś matkę i siostrę, że nie przyjeżdżają latami, a potem nie poznają tej drugiej na peronie. I oczywiście będą jej układać życie. Czy wszyscy wiktoriańscy mężczyźni byli tacy?


Tendencyjność. Dobrze sytuowani Brytyjczycy muszą siedzieć w londyńskim klubie. Główna bohaterka (wyjątkowa i inna niż wszystkie!) musi mieć wspólnika, chłopca, który jest oczywistym wyborem matrymonialnym, bo mimo nadziei, od połowy filmu robi do niego maślane oczy. Każdy jest wyjątkowy i na pewno znajdzie „swoją własną ścieżkę”, czyli pracę, która będzie dawała zarobek i cieszyła duszę. Dziwactwa są wyjątkowe. Normalność jest czymś niepożądanym. Na tym punkcie zakończę tę listę – z Enoli dowiedziałam się, że robienie ryzykownych rzeczy popłaca. Ahoj, przygodo!

Wszystkie zdjęcia pochodzą z IMDb.

5 komentarzy:

  1. Nie oglądałam ale zaciekawiłaś mnie muszę nadrobić Monika Flok

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Oglądałam film, bardzo mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie widzialam tego filmu,wiec ciezko mi sie wypowiedziec - ale faktycznie dobrze,ze glowna bohaterke gra dziewczyna w jej wieku,a nie jakaa na sile odmladzana,starsza aktorka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze na niego nie trafiłam, ciekawie się zapowiada.

    OdpowiedzUsuń
  5. Znajoma mi polecała do obejrzenia i muszę wreszcie znaleźć na niego czas

    OdpowiedzUsuń