7 (mieszczańskich) grzechów głównych. Trzech panów w łódce (nie licząc psa) – recenzja

 

Trzech panów w łódce (nie licząc psa) to powieść komediowa wydana w 1889 roku, która mimo tylu lat na karku, nie straciła wiele na aktualności – ta krótka recenzja powie Wam, dlaczego. A przynajmniej przedstawię w niej moje zdanie w tej kwestii.

Trzech panów w łódce (nie licząc psa) – zdjęcie kindla na łódce, nogi, jezioro, góry, książka

 

Najpierw krótkie wprowadzenie historyczne dla ciekawskich. Jerome K. Jerome napisał tę książkę w roku 1888. Zamiar był taki, żeby opisać atrakcje turystyczne, które można znaleźć wzdłuż Tamizy i dołożyć do tego trochę anegdot i dygresji, aby całość była łatwiejsza do przełknięcia. 

Autor zaczął od pisania gagów, które koniec końców się nad wyraz rozrosły, z kolei poważnych opisów stworzył stosunkowo mało. Jego wydawca poradził mu więc całkowite usunięcie pierwiastka poważnego i przerobienie całości na pełną humoru powieść z mnóstwem anegdot i dygresji, którą znamy.

Postanowiłam w ramach ćwiczenia umysłu napisać wyliczankę mieszczańskich wad raźnie prezentowanych przez bohaterów powieści. Oto więc przed Wami TOP 7 grzechów głównych opisywanych w Trzech panów w łódce (nie licząc psa).


Łakomstwo


Każdy opis posiłku na łódce to cymes. Czy chodzi o gotującą się wodę, na którą nie wolno patrzeć (oraz dawać poznać czajnikowi, że zależy ci na herbacie), bo nigdy się nie zagotuje, czy o przyrządzanie gulaszu z resztek – dla łakomych na dobre kąski bohaterów to zawsze jest przygoda, a dla czytelnika chichot. Zobaczcie tylko na ten cytat:

Jaki radosny czuje się człowiek z pełnym żołądkiem – jaki zadowolony z siebie i ze świata! Podobno czyste sumienie także czyni człowieka bardzo szczęśliwym i ukontentowanym (tak mi mówili ludzie, którzy próbowali tej metody). Pełny żołądek jest jednak równie skuteczny, a przy tym tańszy i wymaga mniej zachodu. Człowiek czuje się taki wyrozumiały i miłosierny po sutym i dobrze strawionym posiłku – taki szlachetny i życzliwy.

Zresztą widać to od razu po pakowaniu się bohaterów na wycieczkę – tu trzeba wziąć patelnię, tam jajka, chleb, dżem, dużo konserw, alkohol... Z kolei gdy kupowali prowiant już podczas rejsu, nakupili tego tyle, że ktoś zapytał ich, czy są z parostatku, czy z jakiejś barki – a ich przecież było tylko trzech (nie licząc psa).

Skąpstwo

 
Popierane mało wybrednymi żartami, jak o człowieku, który gdy mu umiera teściowa, mówi że nie ma róży bez kolców (bo trzeba zapłacić za pogrzeb). Do tego Jerome zupełnie bezwstydnie pisze przewodnikowym, poważnym, informacyjnym tonem, że jakaś miejscowość leży blisko linii kolejowej, zatem łatwiej jest czmychnąć z hotelu, nie uregulowawszy rachunku.

Zrzędliwość

 
Oczywiście autor zaraz na samym początku nie omieszkał wspomnieć (jeszcze w przedmowie!), że George waży dwanaście pudów, czyli w przeliczeniu prawie dwieście kilogramów. Książka zaczyna się też od rozmowy trzech panów o dolegliwościach. Jeden ma zawroty głowy, drugi od razu mu wtóruje, trzeci zaś ma problemy z wątrobą. 
 
Zawsze coś któremuś nie pasuje (chyba że są tuż po posiłku i nie pada, patrz – łakomstwo), pewnie najchętniej popłynęliby statkiem wycieczkowym z wszelkimi luksusami (na którym i tak zupa byłaby za słona lub zimna).

Bezmyślność

 
 ... żeby nie powiedzieć: głupota. Problemy z wątrobą naszego bohatera, o których pisałam przy zrzędliwości, wynikają z tego, że chwilę wcześniej dokładnie przestudiował ulotkę tabletek na wątrobę. Przeczytał o objawach i natychmiast ich dostał. Wszystkich!
 

Próżność

 
Czytam sporo powieści dla młodych dorosłych – tak zwanych young adult – zresztą te dla nastolatków też czytuję i poważam. Podobno młodzi ludzie lubią się stroić, kupować nowe rzeczy, dobierać stylówki i tak dalej. Jednak w żadnej książce nie spotkałam tylu utyskiwań na ubiór jak tutaj. Autor ze śmiertelną powagą (z jaką oczywiście napisana jest cała książka) narzekał, że jego kolega nosi się w nie tych kolorach, co powinien. Lub kupił sobie zbyt krzykliwy trykot na łódkę.
 
Bardzo długo rozwodził się też nad swoim ubiorem, bo uważa, że Rzeka daje duże pole do popisu tym, którzy dbają o elegancję. Chyba nie muszę wspominać, że to czyni opisy wpadania do wody, prób samodzielnego prania rzeczy w rzece i deszczowych dni jeszcze zabawniejszymi.
 
Jest też cała sekwencja z zachowaniem bohaterów na łódce, kiedy fotograf robi zdjęcie – są tak skupieni na pozowaniu, że zupełnie nie reagują na krzyki i nawoływania i prawie ją rozbijają.
 
Trzech panów w łódce (nie licząc psa) – recenzja, zytnik książek trawa nogi
 

Złośliwość

 
Za pierwszy przykład niech Wam posłuży ten piękny cytat:
Nie mam pojęcia, skąd to się bierze, ale na widok człowieka, który śpi, gdy ja już wstałem, ogarnia mnie zgroza. Czuję się wstrząśnięty, widząc, jak ktoś marnotrawi bezcenne chwile swego życia – chwile, które już nigdy nie powrócą – na zwyczajny, zwierzęcy sen.
Ta sytuacja jest najpiękniejsza, ale na co drugiej stronie książki bohaterowie przekomarzają się tak niby po przyjacielsku, a w rzeczywistości wkurzają się na siebie dość mocno. Czasem wyzywają się od najgorszych (na myśl przychodzi mi na przykład beka sadła), innym razem naigrawają się z jakichś niepowodzeń (zamiast na przykład wspomóc). Przyjaźń jak się patrzy, taka z czubkiem własnego nosa.

Lenistwo

 
Cały Harris, cały on – zawsze gotów dźwignąć brzemię obowiązków i włożyć je na cudze barki – tak narrator pisze o jednym ze swoich przyjaciół. Sam jednak nie jest lepszy, bo mimo jego oczywistej przewagi (wszak to on buduje narrację i może ją dowolnie naginać na swoją korzyść), dość łatwo się orientujemy, że on też kombinuje, jak może, żeby się przypadkiem nie zmęczyć i nie narobić.

Jerome przyznaje się do tego właściwie na początku powieści (jeszcze przy pakowaniu). Rozwija wspaniałą dygresję o tym, jak jak uwielbia pracować i jak każdą robotę ceni. Obchodzi się z nią tak pieczołowicie i jest z niej tak dumny, że leży nietknięta przez całe lata. Trzeba ją tylko co jakiś czas nieco odkurzyć.


Dwa słowa na koniec

 
Jasne, że wybrałam tylko siedem grzechów, żeby pasowały mi do koncepcji – mogłabym tu się śmiało rozpisywać jeszcze o pysze, naiwności graniczącej z głupotą, pseudopoetyckiej pretensjonalnej skłonności do przesady i tym podobnych. Nie o to jednak chodziło. Chciałam z jednej strony przytoczyć parę cytatów ze świetnie napisanej książki, a z drugiej – pokazać jej aktualność. 
 
Bo czy te wszystkie wymienione przywary nie dotyczą w jakimś stopniu nas samych? Zarówno autor, jak i ja przedstawiliśmy je w wyjątkowo przerysowany sposób – jednak dzięki temu element komiczny wybrzmiał o wiele wyraźniej. Polecam Wam tę krótką książeczkę, zaśmiejecie się przy niej do łez!



1 komentarz:

  1. Szczerze, w życiu bym nie powiedziała, że to książka z 1888 roku. Wszystko to, co przytoczyłaś, jest tak bardzo aktualne... Pokazuje to w jednoznaczny sposób, że ludzie się nie zmienili. Nadal są leniwymi grubasami, którzy potrafią przypierdzielać się do innych, samemu nie robiąc niczego xD

    OdpowiedzUsuń